Świadectwa

czyli historie prawdziwe...


Anioł Stróż ratuje życie swemu podopiecznemu


Weronika była nauczycielką. Pewnego jesiennego ranka jechała do szkoły prostą szosą przez pola. Przed sobą miała tylko białą furgonetkę. Daleko w przedzie dostrzegła grupkę jedenasta, dwunastoletnich chłopców, którzy zamierzali przejść przez ulicę do przystanku autobusowego.

"Mieli mnóstwo czasu"- opowiada Weronika. "Furgonetka i mój samochód były jeszcze daleko". Nagle wyprzedziło ją jakieś auto. Jechało z ogromną prędkością i Weronika uświadomiła sobie z przerażeniem, że chłopcy są już na środku jezdni. Wszyscy, poza jednym, przekroczyli już środkową linię. Maruder wiedział, że ma dość czasu, by zdążyć przed furgonetką i samochodem Weroniki. Nie mógł jednak widzieć trzeciego auta i nauczycielka zdała sobie sprawę, że wóz wyprzedzi furgonetkę i najedzie na niego.
"Czułam się taka bezradna. Byłam zbyt daleko, by coś zrobić. Chłopiec nie mógł mnie usłyszeć, nawet gdybym użyła klaksonu". Więc zaczęła się modlić. To, co zobaczyła potem, trudno opisać.
" To było tak, jakby ktoś popchnął chłopca z tyłu". W dwie sekundy później stał już bezpieczny na chodniku! Kiedy Weronika go mijała, oglądał się właśnie, żeby zobaczyć, kto go popchnął. "Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, kiedy zrozumiał, że nikogo w pobliżu nie ma"- mówi Weronika. "To znaczy nikogo, kogo można zobaczyć".